Długo zastanawiałem się kiedy zakończyć tegoroczny sezon biegowy. Początek listopada -wydaje się, że to trochę za szybko, ale patrząc na to pod kątem Zielonogórskiego Ultramaratonu Nowe Granice 2017 i moich cichych planów, uznałem, że lepiej odpuścić starty i szykować się na prawdziwe wyzwanie. W końcu to dystans dla większości ludzi niewyobrażalny.
Termin biegu wydaje się odległy – to aż 111 dni, może i dużo ale patrząc na to co dzisiaj zrobiłem to stanowczo za mało.
Aby się porządnie przygotować trzeba będzie biegać po ok 80 km tygodniowo- a przy codziennej „harówce” w pracy czasem się nie chce. Stosując się do zasady „Bo jak nie ja to kto” jestem dobrej myśli, że dam radę. Może niekonieczne na „Upragnione 3 Etapy” ale na połowę dystansu owszem.
Teraz przejdźmy do dzisiejszego biegu, postaram się w skrócie opisać swoje zmagania. VI Bieg Biegam Bo Lubie Bieg Bez Granic 2016 – tak brzmi pełna i długa nazwa tej imprezy został zorganizowana przez dwa graniczne miasta Gubin i Guben.
W większości trasa biegła po Polskiej stronie a tylko częściowo po terenie Niemiec. Były to dwie pętle po 5 km. Organizator zapewni,ł że trasa biegu posiada atest PZLA, lecz tradycyjnie mi zabrakło kilku metrów do pełnej dziesiątki
[ jednak w tym momencie można również zwalić winę na zegarek ponieważ nie była to jakaś wielka różnica dystansu].
Porównując dzisiejszy start do biegu Słubice – Frankfurt (O) nie było czuć jakiegokolwiek klimatu Niemiec- bo dzisiaj gdyby nie niemiecka tabliczka ostrzegawcza na remontowanym budynku, nawet bym nie zauważył przekroczenia granicy.
Widoczne było tylko tyle, że po drugiej stronie granicy zainteresowanie biegiem było minimalne. Zero kibiców- a to przecież ich doping motywuje do wysiłku. Możliwe że ten całkowity brak zainteresowania spowodowany był pogodą, bo nie należała ona do najlepszych. Ale dzisiejszy start nie zostanie jakoś wyjątkowo zapamiętany – będzie to tylko zwykła dziesiątka.
[modula id=”4327″]
Już przed startem dobrze wiedziałem , że nie mam większych szans na zrobienie życiówki, pomimo obietnic organizatora o bardzo szybkiej trasie. Oczywiste było, że przez blisko miesiąc przerwy w treningach spadła mi wydolność, a na dodatek pierwszy km był po bruku- czego dosłownie nienawidzę. Może ktoś kto biegnie wolno nie zauważy dużej różnicy ale dla mnie osobiście przy moim tempie, stanięcie z impetem śródstopiem na kostce brukowej, często oznacza ostry ból. Mimo wszystko postanowiłem dać z siebie 100 procent, stosując zasadę – albo padnę albo dobiegnę. W końcu nie czeka mnie już żaden start na czas, lecz treningi.
Standardowo wystartowałem z pierwszej linii.Po cichu miałem nadzieję ,że będzie okazja pobiec przez chwilę jako lider, ale zagrodzono mi drogę i skończyło się podobnie jak na „Biegu Bachusa” biegiem na 3-4 miejscu. Kolejne kilometry wahały się międzyczasami między 4:20- 4:35 min/km co dało średnią 4:30 min/km.
Już po 5 kilometrze zacząłem odczuwać popełniony przez siebie błąd. Za ciepło się ubrałem: podkoszulka, bluzka do biegania i na to ubrana koszulka z krótkim rękawem w kolorze Świebodzińskiej Grupy Biegowej okazały się w pewien sposób zabójcze. Na metę dobiegłem cały mokry z czasem 45:02 min.
Po biegu czuć lekki nie dosyt, z drugiej strony nie da się być w formie prawie miesiąc nie trenując. Patrząc pod kątem całego sezonu , nie licząc Żagańskiego Crossu w marcu gdzie było błoto a ja miałem gorączkę, to każdy mój start był i tak co najmniej o 3 minuty lepszy niż życiówka z sezonu 2015- więc czy jest nad czym się użalać ? Trzeba ruszyć tyłek i ostro trenować na Nowe Granice i Maraton Gdański .
Ogólnie końcowe podsumowanie biegu z biegu :
Medal ładniejszy niż myślałem: z jednej strony wstążka biało – czerwona a z drugiej w kolorach flagi Niemiec. Organizacja tzn. biuro zawodów, wydawanie posiłków, zabezpieczenia trasy były na wysokim poziomie ale… właśnie zabrakło tej „magii” zawodów. Mało kibiców, zero zainteresowania wśród mieszkańców Guben – na pewno to nie było czymś motywującym do maksymalnego wysiłku.
Moim wynikiem nie ma się co przechwalać bo 45 minut to nie jest jakiś wyczyn ale pomimo lekkiego niedosytu uznaje oficjalnie ,że..
SEZON 2016 UWAŻAM ZA ZAKOŃCZONY.
Zauważyłem, że po wrześniowych zmaganiach nastąpił u mnie spadek formy- prawdopodobnie przemęczenie, więc teraz czas na przemyślenia, podsumowania sezonu i pracy nad formą by w 2017 roku było się czym pochwalić – a przeczuwam, ze będzie o co powalczyć…
_____________________________________________________________
„Bieganie jest jak Mafia. Jak się do niej przyłączysz pozostajesz na zawsze – nie ma odwrotu.”- autor nieznany