Zasadnicze pytanie, czego słucham podczas biegu ? Pozornie dałoby się odpowiedzieć na to jednym zdaniem. Postanowiłem jednak zrobić ten wpis, ponieważ mój gust biegowy przez całą moją dotychczasową amatorską ( ha, ha ) „karierę” nieustannie się zmienia i niesie mnie w zupełnie nieprzewidziane ( dla mnie samego) strony.
Wracając do tematu. Gdy zaczynałem biegać, włączałem zawsze radio internetowe „Open.fm”:stacje „500 Hitów wszech czasów”, lecz z czasem 500 piosenek szybko się znudzi ( w praktyce było to jakieś 50 piosenek, które leciały w kółko- a pozostałe z dużo mniejszą częstotliwością). Wadą tego „czasoumilacza” było to, że można natrafić na melodię, która strasznie wybija z rytmu- jakąś powolną romantyczną balladkę, w takt której trudno pobiec szybciej niż „dostojnym kłusem„( powolny rodzaj biegu konia dla nie poinformowanych ). Na treningach dało się to jeszcze przeżyć, lecz gdy na zawodach po np. szybkim „biciku” utworu „Queen – Don’t Stop Me Now” podczas szybkiego startu, nagle słyszałem przykładowo „smentasa””Lady Pank-Stacja Warszawa” (utwór który bardzo często się pojawiał ) całkowicie psuły się międzyczasy, co w dużej mierze wpływało na czas końcowy biegu ’
W styczniu 2016 nastąpiła zmiana, próba biegania z audiobookami. W związku z zbliżającym się w tamtym czasie wejściem na ekrany kin „Hobbita” wpadłem na pomysł przesłuchania książki „Hobbit : Tam i z powrotem” J.R.R Tolkiena. Pełen nadziei w czasie kilku treningów słuchałem książki, lecz efekt był taki –że męczyło to mnie to i okropnie wybijało z rytmu. Więc stwierdziłem, że audiobooki nie są dla mnie.
Pomimo tego, że bardzo lubię książki fantastyczne i nie powinny mnie one nudzić – to jednak w czasie biegu się nudziłem. Postanowiłem więc nie poddając się zmienić tytuł na coś sprawdzonego -książkę, na której można powiedzieć uczyłem się czytać, która mnie fascynuje i chyba nigdy nie przestanie : słynnego „Harrego Potter” J.K. Rowling – tym razem wszystko było w porządku, lecz irytowało mnie jedno:doskonale wiedziałem co się stanie, bo kilkukrotnie czytałem książkę i oglądałem filmy.
Nadchodził termin Ultramaratonu Zielonogórskiego Nowe Granice. Dobrze wiedziałem, że książka nie będzie dobrym pomysłem, bo automatycznie zwalnia tempo biegu. Postanowiłem więc znaleźć kilkugodzinny zestaw piosenek, rytmicznych i oczywiście takich które lubię (można to nazwać powrotem do początkowo słuchanej stacji Open.fm lecz z wyciętymi powolnymi piosenkami).
W końcu porzuciłem słuchanie audiobooków i biegałem wyłącznie z muzyką (trochę to wymuszone sezonem pełnym startów w zawodach, albo po prostu szukam wytłumaczenia) . Zmieniałem tylko tytuły, żeby nie było nudy, i aby poszerzać muzyczne horyzonty. Lecz niepostrzeżenie zbliżał się kolejny przełom. Nastąpił on na I Biegu Sulecha w Sulechowie, gdzie biegłem ponownie z radiem internetowym. ( źle nagrałem muzykę, więc to było takie moje koło ratunkowe). Podczas biegu mokry wyświetlacz telefonu zaczął”świrować” i sam przełączył na muzykę disco .I szok! Okazało się, że to jest to, czego mi było trzeba! Przy muzyce disco polo wymiatam. Tempo miałem jak maszyna, czasy bardzo podobne, spowodowane bardzo podobną prędkością utworów. Od tego czasu postanowiłem słuchać takiej muzyki. Dawało mi to notoryczne łamanie życiówek na 10 km.Niestety słuchanie na okrągło tego typu kawałków strasznie męczy słuch i powoduje w moim wypadku lekki ból głowy. Po pracowitym wrześniu i wsłuchiwania się w kawałki Czadomena, Tomasza Niecika, zespołu Akcent i innych wokalistów tworzących tego typu muzykę stwierdziłem, że „na dłuższą metę” fanem tego gatunku z pewnością nie zostanę.
W tym momencie dochodzimy do chwili obecnej. Po starcie Gubin-Guben postanowiłem spróbować wrócić do audiobooków.
[modula id=”4334″]
Kolejny raz padło na książkę która w najbliższym czasie miała wylądować na ekranach kin: „Inferno”. Książka, którą napisał Dan Brown z początku mnie nudziła, ale po pewnym czasie czekałem tylko na kolejne treningi i czasami przeciągałem bieg o kilka kilometrów, by dowiedzieć się co będzie dalej. Kolejną pozycją, którą przesłuchałem była poprzednia cześć sagi „Zaginiony symbol”. Nie przeszkadzało mi czytanie poza kolejnością, ponieważ jest to zupełnie inna opowieść. Nie będę opisywał fabuły książek, ponieważ jak ktoś będzie chciał to sam sobie taką przeczyta. W tym momencie zaczynam słuchać Kodu Leonarda Da Vinci, boję się tylko, że będzie mi przeszkadzało to, że wiem co się wydarzy, bo oglądałem ekranizację. Zobaczymy jak długo będę się trzymał słuchania książek. Zauważyłem, że jest to ciekawa opcja pasująca do długich tras z jakimi muszę teraz się zmagać. Zbliża się kolejna, III już edycja Nowych Granic w Zielonej Górze i jeśli będę chciał poradzić sobie z dystansem 62 km , to czeka mnie jeszcze wiele treningów i … wiele audiobooków.