Dzisiejszy wpis będzie bardziej osobisty, prywatny , o moim spontanicznym zakończeniu drugiej zmiany w pracy. Wiele osób siedzących bloga wie już o tym gdzie pracuję, ale dla kogoś, kto zobaczył ten wpis napiszę jeszcze raz. Pracuje w dużym Hipermarkecie ( oczywiście nazwy nie mogę podać ponieważ byłaby to oczywista reklama – a nic za darmo nie ma ).
Oczywiste jest, że przed świętami, w dodatku 2 dni przed słynnym „Mikołajem wchodzącym przez komin„- uwierzę w niego jak jutro pod poduszką znajdę jakiś gadżet do biegania. Ludzie na punkcie zakupów i zabawek dosłownie „powariowali„.
Skończyło się tak, że po mojej zmianie w pracy o będąc po 22 w domu byłem dosłownie „padnięty„. Kończąc temat pracy – ponieważ przecież dzisiaj wolne, napisze tylko tyle , że przyjechała do sklepu dosłownie pisząc „cała armia” lalek z bajki „Frozen” a każda „Elsa” po złapaniu za sukienkę śpiewa po angielsku refren piosenki „Let It Go„:
(Automatycznie słysząc angielską wersję mi lecą w głowie polskie słowa)
Mam tę moc!
Mam tę moc!
Rozpalę to co się tli.
Mam tę moc!
Mam tę moc!
Wyjdę i zatrzasnę drzwi!
Po kilkugodzinnym słuchaniu jak dzieciaki się nad lalkami „znęcają” uznałem, że ta piosenka musi być jakimś przekazem bezpośrednio do mnie. Tak , tak bo do kogo innego ? To oznaka, że czas ruszyć tyłek i iść biegać. Tłumaczenie się od kilku dni brakiem czasu po drugiej jest bez sensu również powód, że bolą nogi patrząc przez pryzmat 62 km w lutym na III ADB Ultramaratonie Nowe Granice będę marzył aby nogi mnie tylko w takim stopniu bolały jak wczoraj. To tylko godzina którą i tak prawdopodobnie spędziłbym grzebiąc na osi czasu na Facebooku. Po wyjściu moje przeczucia się potwierdziły. Pogoda genialna do biegania, chłód, mgiełka czyli to co kocham w bieganiu wieczorem. Chociaż nogi bolą jak cholera plan był prosty jak przysłowiowa „budowa cepa„. Wracam do domu , ubieram Garmina , ubranko do biegania i wyruszam na szybkie „skatowanie się ” do końca – by się dobrze spało.
Biegałem, biegałem po ubranym mieście już w świąteczne mieście i wybiegałem 11 km średnim tempem 4:43 min/km. Sam nie wierzę, że jeszcze dałem rade w sobie wykrzesać tyle siły by trzymać tempo po 4:45 min/km przez 50 minut biegu to niezły wyczyn po „świątecznym „Sajgonie” Co najdziwniejsze nie miałem problemów z kolką, nie musiałem ani razu stawać. Zwyczajnie biegłem, biegłem gdzie mnie nogi poniosły. Porównując, że jeszcze dwa lata temu po 1 km byłbym padnięty to …. Kosmos normalnie sam nie wiem jak ja to robię.
_______________________________________________
Twoje ciało nie chce tego robić. Kiedy biegniesz ono mówi Ci aby się zatrzymała. Dlatego Twój umysł musi być silny. Zawsze posuwasz się za daleko dla Twojego ciała. Musisz znieść ból, obrać odpowiednią strategię na pokonanie go… Tu nie chodzi o wiek, nie chodzi o dietę. Chodzi o to jak bardzo chcesz osiągnąć sukces.”
Jacqueline Gareau, biegaczka długodystansowa