Pobudka godzina 6:20 – dlaczego ? Nie dlatego, że trzeba iść do kościoła, ( Święto Trzech Króli ) lecz mam w perspektywie wyjazd na I Oficjalny Trening III ADB Ultramaraton Zielonogórski. Wyjazd, trochę spontaniczny i głownie spowodowany wolnym w pracy. Czy okazał się udany ? Postaram się o tym zaraz napisać.
[modula id=”4340″]
Start pierwszego etapu zapowiedziany był oczywiście tam, gdzie START/META całego ADB Ultramaratonu Nowe Granice – dlatego już przed godziną 9 : 00 przybyłem na miejsce. Zdarzyło mi się już bywać na tego typu treningach w poprzednich edycjach imprezy, dlatego spodziewałem się nie więcej niż 50 osób .Jednak grubo się pomyliłem w szacowaniu. Jak się okazało – z tego co Organizator mówił było 115 osób ! Jednak zainteresowanie biegiem rośnie, duża liczba twarzy „dubluje” się z ubiegłorocznym treningiem, co dodatkowo dodaje tego „smaczku” biegania tą trasą , bo można wykazać się przed znajomymi.
Lekki mróz, śnieg i zamarzający izotonik – czy mi to coś nie przypomina ? Brakuje Tylko lampki czołowej, „ultramaratońskich” ciemności i by były warunki bardzo zbliżone do dnia kiedy był „Start Główny” w poprzedniej edycji . Przypadek ? Uznajmy to za dobrą wróżbę.
Pierwsze 23 km z całego dystansu (103 km) – Zielona Góra (ul Francuska) > Jarogniewice. Dystans niby tylko 2 kilometry dłuższy od pólmaratonu, ale czy da to się porównać z tego typu biegiem ? Z pewnością nie, ponieważ śnieg, mróz i podbiegi są bardzo męczące.
Biegło się bardzo fajnie ale, niestety zrozumiałem jeden fak t- mój zaplanowany dystans 62-68 km to naprawdę daleko i z pewnością nie będzie to bezbolesna przebieżka. Pierwsze 23 km z dwoma bionikami po 200 ml okazały się męczące ( oczywiście nie tak, że nie byłem dalej w stanie biec) a przecież podczas Startu Głównego posiadać będę na sobie dużo więcej „balastu„. Cały pierwszy etap plus dystans „Maratoński” to naprawdę przerażająca wizja. To w pewnym sensie dosłowny tytułowy , „zimny prysznic”- uświadamiający, że to nie będzie zabawa. Pozostało coraz mniej czasu, więc trzeba brać się ostro do roboty. W końcu z jakiegoś powodu mój Team (duet) nazywa się „Bo jak nie my to kto„, więc nie ma „bata” – dam radę!
Atmosfera okazała się „genialna”, przygotowane do organizacji treningu również na wysokim poziomie. Na końcu dystansu czekała ciepła herbata i ciasto. Dodatkowo podziwiam Organizatorów za to że „nie przerósł” ich niezapowiedziany, rekordowy tłum biegaczy. W związku z tym, już nie mogę się doczekać Startu Głównego.
Za tydzień w niedzielę kolejny etap – oczywiście stawię się o umówionej godzinie w Jarogniewicach ( 9:30 ) i mam wielką nadzieje, że po ukończonym biegu jako poczęstunek ponownie będą te smakowite „cynamonowe ślimaczki” – gratulacje dla osoby która je upiekła, ponieważ nie wyglądały na „sklepowe„.
________________________________________________
„Nie ma woli zwycięstwa bez woli przygotowania.”– Juma Ikangaa, wybitny biegacz maratoński z Tanzanii