Długo się mobilizowałem, ale nadszedł ten wielki dzień – długie testowe wybieganie na dystansie powyżej 50 km, przed bezlitośnie zbliżającym się Ultramaratonem w Zielonej Górze. Nie dosyć, że w końcu sprawdziłem kolejne nieznane mi tereny (droga techniczna „Autostrady Wolności – A2”) to jeszcze wydłużyłem planowane 30 kilometrów o dystans półmaratoński. Efektem tego wyszedł mój najdłuższy treningowy bieg w życiu (i to w pięknej zimowej scenerii ). Możliwe, że popełniłem gruby błąd, bo mocno przemęczyłem nogi, które mogą mi o tym przypomnieć na trasie zawodów, do których pozostało już niewiele ponad miesiąc. Wszystko okaże się na Ultramaratonie – obym ukończył go bez bardzo dużych problemów. Oczywiste jest, że bez bólu nie da się tego osiągnąć, dlatego pamiątkowy medal z biegu będzie jednym z najcenniejszych w mojej dotychczasowej kolekcji.
Podczas dzisiejszego wybiegania udało mi się odwiedzić wiele pobliskich miejscowości z dwoma „postojami na uzupełnienie energii”
- Grodziszcze
- Rzeczyca
- Jordanowo – przerwa 10 min na czekoladę i coca-cole (18 km)
- Lubrza
- Krzemionka
- Wilkowo
- Borów
- Ołobok – przerwa 5 min na uzupełnienie izotonika (40 km)
- Lubogóra
Widoki były naprawdę piękne. Zaśnieżone drogi i pola, oraz gałęzie oblepione kryształkami lodu to coś naprawdę niesamowitego. Chociaż muszę przyznać, że po przebiegnięciu 35 km mój wzrok „stracił na ostrości” w związku z czym podziwianie pięknych okoliczności przyrody i „cykanie” fotek zaczęło przegrywać z fizjologią mojego organizmu .
[modula id=”4342″]
Dopiero podczas takiego wysiłku jak bieg na dystansie dłuższym niż maraton widać jakie pojawiają się zmiany w zależności od stopnia jego zmęczenia biegacza. Przez pierwsze 20 km biegania po polnych, zaśnieżonych drogach wszystko było w najlepszym porządku , potem zaczynało się powolne” odcinanie energii”. Postanowiłem w pobliskim sklepie kupić sobie czekoladę i coca-colę, zjadłem, wypiłem i spokojnie, odczekałem jakieś 10 minut, a potem wyruszyłem w dalszą drogę . Przyzwyczajony jestem, że żele energetyczne działają prawie natychmiastowo, natomiast skutki jakiegokolwiek przypływu energii po zjedzeniu słodyczy odczułem dopiero prawie godzinę później – w Lubrzy od 29 km widać to było po po międzyczasach z Endomondo.
Na 40 kilometrze postanowiłem zjeść jeden żel energetyczny i nalać sobie izotonik, ponieważ skończył mi się w plecaku- efekty tego było można już odczuć pół godziny później, nie tyle po międzyczasach lecz na tym, że nie zwolniłem znacząco na kilkukilometrowym podbiegu. Wracając do kwestii żelu, pomimo że nienawidzę smaku śliwkowego – bo jest bardzo chemiczny, to chęć organizmu na uzupełnienie węglowodanów spowodowała że smakował wybornie. Prawdopodobnie nawet „najpodlejszy„wyrób czekoladopodobny podczas takiego wysiłku nie smakowałby gorzej niż czekolada Milka. Pomimo tego, że każdy kolejny kilometr bardziej bolał, to widok zbliżającej się pięćdziesiątki na GARMINIE dodawał sił i zachęcał do biegu dalej.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego i wiem , że takie katowanie się miesiąc przed zawodami to nie jest najlepszy pomysł. Pomimo ryzyka mam chęć na powtórkę kolejnego treningu Ultramaratońskiego. Prawdopodobnie kolejny raz wybiorę się w nieznane mi rejony – tylko czy nie przesadzę i nie skończy się to kontuzją ? Mam nadzieje, że nic złego się nie wydarzy. Dlaczego mimo wszystko chcę ryzykować ? Widok 50 km na zegarku to uczucie bezcenne…
Dodatkowo muszę jeszcze przetestować ustawienia Garmina i nawigację w telefonie, tak aby oba urządzenia wytrzymały 7 godzin biegu bez większych problemów. Z telefonem nie ma wielkich trudności ponieważ są Power Banki – wystarczy w kieszeni podłączyć i problem rozwiązany – natomiast z zegarkiem jest większy kłopot. W lecie bez używania trybu oszczędności energii Garmin wytrzymywał po 8 godzin treningu a w zimie ekran
” bateria słaba” wyskakuje już po 5 godzinach. Muszę sprawdzić ile elektroniki trzeba w nim powyłączać by wytrzymał 68 km – mam nadzieję, że uda mi się coś wymyślić.
__________________________________________________________________________________________
„Dobre rzeczy przychodzą powoli – zwłaszcza w bieganiu długodystansowym”
– Bill Dellinger, brązowy medalista olimpiski na 5000m, trener m.in. Steva Prefontaine’a