Nadszedł czas aby rozpocząć jesienny sezon biegowy. Pierwszym tegorocznym startem był 32. Nocny Bieg Bachusa w Zielonej Górze, który odbył się 02.09.2017 – czyli w ostatnia sobotę. Opowiadać na temat rozgrzewki raczej nie ma sensu, przejdę od razu do biegu.
Start godzina 19 :00- w tegorocznej edycji z powodu remontu ul. Westerplatte przeniesiono go koło Młodzieżowego Centrum Kultury i Edukacji „Dom Harcerza” w Zielonej Górze. W związku z tym trasa uległa całkowitej zmianie i skróceniu do 4 x 2,42 km tracąc przez ten fakt atest PZLA . Oczywiście nie była ona łatwiejsza niż rok temu – nie zabrakło podbiegu z ul. Bankowej , nieszczęsna ulica Dzika z morderczym podbiegiem , który strasznie spowalniał… Jednak wszystko po kolei.
Na miejscu startu pojawiło się 317 zawodników, w tym trzech reprezentantów Kenii, którzy od początku załapali takie tempo ,że nie wiem czy bym ich dogonił jadąc na rowerze 🙂 Pamiętając o tym, że w tym miesiącu czekają mnie jeszcze 3 starty z czego jeden półmaraton, postanowiłem nie szaleć i zacząć tempem 4:23 min/km które dawało mi zadowalający wynik 42 minut. Okazało się, że to niestety nie było takie proste w praktyce. Przeszkodą był podbieg na ulicy Dzikiej ( jakieś 150 m w górę) po pokonaniu, którego nawet na prostej drodze przez pierwsze 200-300 m miało się odczucie przyczepienia do nóg dodatkowych kilogramów. Efektem tego była strata na każdym okrążeniu ok 20 s. Nie próbowałem tego nadrabiać i skończyło się na czasie 43.17 min i 60 miejscu open. Nie był to wyczyn ale i tak jestem zadowolony, ponieważ wiem, że spokojnie było mnie stać na więcej:)
Biegło mi się dobrze i nie miałem większych problemów, jednak myśl o kolejnych startach włączała blokadę, aby nie katować się bo i tak podczas tego biegu nie zrobię życiówki na 10 km .
Już za tydzień czyli 10.09.2017 w Zielonej Górze czeka mnie półmaraton, podczas którego już będzie się dla mnie liczył wynik. Bieg Bachusa uznajmy za takie wrześniowe „przedmuchanie płuc ” i sprawdzenie nóg.