Mawiają, że do trzech razy sztuka. Dwa lata temu zdobyłem pamiątkowy brąz, rok temu… niestety tak samo. Męczyło mnie pragnienie aby tym razem zmienić kolor – ale nie byłem do końca pewny czy dam radę ???
VI Novita Półmaraton Zielonogórski 2017 pomimo, że jak pisałem wcześniej nie jest to mój pierwszy bieg w tym mieście okazał się najcięższą polówką w mojej „historii biegowej”. Powód był podstawowy, biegłem na granicy czasu jaki był potrzebny, by uzyskać pamiątkowe srebro i wiedziałem, że nie mogę zwolnić tempa. Zapomniałem oczywiście wyjaśnić o co chodzi z tymi kolorami medali.
Miejsca 1-200 dostawały pamiątkowe złoto ( pomarzyć można… ), od miejsca 201-500 pamiątkowe srebro, a od 501 do końca limitu uczestników, którzy pozostali pamiątkowy brąz. Każdy z nich był ładny, jednak gdy otrzyma się brąz czuć taki niedosyt gdy patrzy się na szyje ludzi posiadających coś bardziej błyszczącego…
Start godzina 11:00 – tak jak w poprzedniej edycji odbył się na skrzyżowaniu ul. Wazów i ul. Waryńskiego. Łatwo było się spalić już na samym początku, ponieważ pierwszy km był pod górę . Na szczęście jakoś potrafiłem się opanować aby nie przekraczać założonego tempa – na początkowe 4 km 4:45 min/s. W praktyce na pozostałych kilometrach nie było to do końca wykonalne. Ciężko jest nie przyśpieszać na zbiegu mając tak długie nogi jak ja :). Planowałem pokonać dystans w taki sposób, aby się zmieścić w 1:40 godz, ponieważ za tydzień mam bieg na 10 km gdzie mam zamiar złamać 42 minuty.
Kilometry mijały, a ja ciągle traciłem cenne sekundy, mimo że do 8 km „pędziłem” na 1:38 godz. Jednak strata 2-3 s na km to nic w porównaniu z tym czego się mogłem spodziewać przypominając sobie kilkukilometrowy „maraton” podbiegów rozpoczynający się na wiadukcie ul. Sulechowskiej, a kończący się na wysokości skrzyżowania ulicy Podgórnej. Mijając Park Tysiąclecia Garmin pokazywał tempo 5:07 min/km co było tragedią- prawie 30 s straty na km, czyli łącznie ponad minuta !!! Mogłoby się wydawać, że po powrocie na prostą (a raczej zbieg ) będzie łatwiej. Jednak moje nogi były tak ociężałe, że międzyczasy miałem blisko o 10 s gorsze niż na pierwszym okrążeniu. Pojęczałem sobie trochę w duszy, zacisnąłem zęby, nagrałem kilka ujęć do filmu 🙂 i postanowiłem przyspieszyć. Na ulicy Wodociągowej na kolejnym wiadukcie usłyszałem sapanie:)
Myślałem, że to ja tak sapię, do czasu aż zobaczyłem żółte baloniki z napisem 1:40 godz biegnące 15-20 metrów za mną. Jedyna myśl na ten moment była taka, że jest ich na tyle dużo, że zabiorą mi moje upragnione srebro ! Nastąpiło wtedy przebudzenie mocy- chociaż patrząc na moje międzyczasy było to jedynie odczucie własne. 🙂 Jednak porównując pierwsze okrążenie z drugim, wyraźnie widać, że wszystkie podbiegi lepiej mi poszły 🙂 Nawet na ostatnim wiadukcie wyprzedziłem co najmniej 10 osób.
Zbiegając z wiaduktu na ul Sulechowskiej biegłem równo z balonikami na 1:40 godz ( chociaż tłum pozostał w tyle z powodu podbiegu) baloniki uciekały a ludzi nie było. Wtedy nastąpił moment zwątpienia- a może tylko pilnować by mnie nikt już nie wyprzedził ? Bałem się, że jeśli się teraz skatuję, to braknie mi sił na końcówce i zostanę przegoniony przez tłum. Na ostatnim km traciłem do baloników już co najmniej 30-40 s. Nie wydawało się realne, że byłbym w stanie je przegonić. Uratował mnie jeden szczegół – pacemaker nie przyspiesza a ja tak !!
Decyzja była prosta – daję czadu. Czekałem na ostatnie 400 m i przyśpieszałem ciągnąc na tempie bliskim 4 min/km. Wchodząc na bieżnię gdzie było ostatnie 150 m miałem tempo 3:35 min/km. Nie wiem skąd znalazłem taką moc. Możliwe, że dał mi ją widok zegarka z widokiem 1:39:35 godz. Sekundy nieubłaganie tykają – a mi została ostatnia prosta. Wtedy już wiedziałem, że wykonałem plan ( chyba, że zaliczę glebę przed bramką pomiarową ).Na wieszaku wisiało jeszcze prawie 100 srebrnych medali, z których jeden zawisł na mojej szyi.
Cały dystans ukończyłem robiąc półmaratońską życiówkę w czasie 1:39:48 godz- co dało mi dokładnie 400 miejsce OPEN, czyli sporo poniżej pierwszej połowy stawki. Czy udałby mi się przybiec kilka sekund szybciej ? Nie dużo ale z pewnością tak – nagrywanie filmiku na YouTube chyba trochę spowalnia 🙂 – link do niego dodaję pod wpisem i gorąco zapraszam do oglądania.
Teraz nadszedł czas aby regenerować siły i szykować pełną dyspozycję na sobotę 🙂