Obiecałem kolejny wpis tłumaczący na jaką sprawę potrzebowałem tyle wolnego czasu, że brakowało go na treningi – a słowa trzeba dotrzymywać.
Opowiadałem kiedyś o „samotności długodystansowca„- nie zaprzeczę, że bieganie dystansów ultra to samotna, mozolna walka, ale na wszystko da się znaleźć sposób… Znalezienie towarzysza, z którym mógłbym trzymać się planu treningowego, i który by nie zrzędził na trasie, było trudną sprawą. Moim patentem okazał się wyżeł weimarski o imieniu DANTE.
Gdy go przywiozłem do domu 30 kwietnia 2019 był to słodki szczeniak, który tylko swoimi proszącymi oczkami próbował zachęcić mnie do wspólnej aktywności fizycznej.Jednak trenować z nim nie mogłem, bo z tego co mówią w internecie nie powinno się biegać z psem poniżej roku dlatego, że to nie jest zdrowe dla jego stawów i serca. –a przecież chciałem wychować prawdziwego ultrasa .:)
Na szczęście czas szybko leciał, a Dante kiedy tylko wybierałem się biegać cierpliwie przychodził i siadał przede mną prosząc swoimi błękitnymi oczkami „zabierz mnie w końcu na trening” (przynajmniej ja tak to odczytywałem)
Pies jest wspaniały i wszystko jest niby fajnie, tylko ma to jeden minus– wymaga dodatkowo +/- 2 godzin spacerów dziennie. A w związku z faktem, że nie mogłem go zabierać na bieganie dla jego bezpieczeństwa zdrowotnego, to dobie brakowało godzin. Trzeba było wybierać trening czy pies, a czas nie rozciąga się jak guma. Mój przyjaciel rósł z dnia na dzień, z malutkiej kuleczki o wadze 6 kg zrobiło się już 20 – a przecież ma urosnąć jeszcze drugie tyle.
Nadszedł moment gdy powoli zacząłem go wdrażać do biegania. Póki co luzem by nie męczył się za mocno (coś w stylu ja biegałem okrążenia wokół łąki a on wkoło mnie). Dzięki temu wreszcie mogłem zaoszczędzić trochę czasu, bo kiedy ja trenowałem, on miał zagwarantowane dwie godziny biegania luzem po łące.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że kupiłem istnego i upierdliwego potwora zawziętego jak typowy ultras (czyli pasujemy do siebie ). „weź mnie na trening…. wrr ” I jak tu nie zlitować się jak patrzą takie śliczne oczka ? Moje 20 km to jego 40 km, a i tak było mu zawsze mało. Nie mam pojęcia skąd on ma tyle w sobie energii. Najbardziej obawiałem się nadchodzącej zimy. Dante zawsze miał styczność z temperaturami domowymi, albo takimi jak na dworze w lecie, a patrząc na jego futerko wiedziałem,że mogą być problemy. Kilkakrotnie zdarzyło się, że zaczynał piszczeć z zimna i musieliśmy wracać z treningu do domu .
Pies rósł i rósł i już nie prosił o wspólne treningi, ale zaczął je uważać za moją powinność. Obecnie ma już ponad 30 kg i coraz trudniej zobaczyć w nim tego małego błękitnookiego szczeniaczka. Raczej przypomina lokomotywę nie do zatrzymania, która na łące robi dziesiątki kilometrów. Na dzień dzisiejszy ( 05-01-2020 ) ma prawie 10 miesięcy, więc powoli mogę zaczynać go już bez większego strachu o jego zdrowie przygotowywać do dłuższych biegów. Ostatnio był nawet na Noworocznym Biegu Świebodzińskiej Grupy Biegowej.
Opieka nad psem zajmuje dużo czasu, ale wprowadza on do mojego życia i oczywiście do treningów dużo radości – zresztą jest do czego trenować 🙂 ale o tym już wkrótce.
Nieważne jak wolno robisz postępy. Najważniejsze, że jesteś o krok dalej, niż ci, którzy siedzą w domu.